Whitney w Sopocie! 20 lat później


22-ego sierpnia 1999 roku gwiazda światowego formatu Whitney Houston wystąpiła na deskach sopockiej Opery Leśnej. Doskonale pamiętam te emocje, byłem fanem Whitney i jej albumu My love is your love, czekałem na ten występ z wypiekami na twarzy. Sam album, który sopocki występ miał promować, odbierałem jako świeże, nowatorskie r'n'b, które w połączeniu z unikatowym głosem Whitney, dawało piorunujący efekt. Świetne single My love is your love, It's not right but it's ok, If I told you that (później nagrane w wersji z George'em Michael'em), I've learned from the best, Heartbreak Hotel - do dziś uważam, że to najlepszy album Whitney w karierze, co też potwierdziła nagroda Grammy za najlepszy album r'n'b 1999.

Po latach wiemy, że w tamtym okresie Whitney zmagała się już z uzależnieniem od twardych narkotyków, miała swoje lepsze i gorsze okresy, co niestety na kolejnym albumie „Just Whitney” będzie już słychać w vocalu. W 1999 była jeszcze w świetnej formie...

Przed jej występem w Sopocie polskie media skupiły się głównie na „irracjonalnych wymaganiach” artystki – że ma być podgrzewana scena, żeby nie było jej za zimno (podczas trasy nie chciała przeziębić głosu), że ma być garderoba taka i taka itd. - o muzyce nikt nie pisał. Tomek Kammel za to przeprowadził całkiem udany wywiad z Whitney przed koncertem. Sam był tam uśmiechnięty od ucha do ucha, jeszcze bardziej niż zazwyczaj jest na scenie. 




Artystkę na sopockiej estradzie zapowiedział Marek Niedźwiecki - więc klasa.

Whitney dała w Sopocie fantastyczny koncert. Zaśpiewała większość piosenek z albumu My love is your love w towarzystwie genialnych instrumentalistów z całego świata, z cudownymi aranżacjami, z nowymi interpretacjami dawnych przebojów. Cały czas miała kontakt z publicznością – była ciepła i życzliwa. Kilka razy zmieniała swój strój. Na scenę zaprosiła także młodziutką Bobbi Kristinę Brown, swoją ukochaną córkę, by razem z nią zaśpiewać i zatańczyć tytułowy singiel z płyty. Nie zabrakło największych popowych hitów z jej dorobku, była cała sekcja poświęcona muzyce gospel. Generalnie przeżyłem wówczas swój pierwszy młodzieńczy, artystyczny orgazm.

Niestety polska krytyka muzyczna i ówczesne media zrównały Whitney z ziemią. Nie wiem jakie były ich oczekiwania, ale krytykowane było wszystko, że nie wystąpiła w pięknych, festiwalowych kreacjach (typowych dla początku jej kariery); „za dużo improwizowała i wydziwiała” (domyślam się, że oczekiwano śpiewania po linii medlodycznej, „żeby było tak jak z płyty”. Świętokradztwem dla co po niektórych było to, że improwizowała także przy wykonaniu I will always love you. Rok po festiwalu Marcin Daniec na Festiwalu w Opolu wymyślił skecz wyśmiewający Whitney i jej sopocki koncert. Publiczność śmiała się do rozpuku.

Polecam zobaczyć sobie cały koncert Whitney w Sopocie raz jeszcze. Moja kaseta VHS z zapisem tego wydarzenia już dawno przestała się nadawać do użytku, ale duże fragmenty dostępne są na youtube. Być może TVP wyemituje cały koncert raz jeszcze, chociażby na antenie TVP Kultura – warto, ponieważ od 20 lat nie było większej megagwiazdy światowej na scenie Opery Leśnej i nikt tam już tak nie zaśpiewał...



Marcin Wolniak, Marcin Śpiewa z Gwiazdami, Polish Radio London

Instagram @marcinspiewazgwiazdami @martinwolniak

Facebook Marcin Śpiewa Z Gwiazdami / prl24.co.uk


Komentarze

  1. Brawo! Nareszcie ktoś napisał dokładnie to, co sama odczuwam. Wystarczy spojrzeć na miny tłumu kiedy Whitney śpiewała I love the Lord - większość osób nie miała pojęcia o co chodzi, przyszli po to zeby usłyszeć I wanna dance with somebody i IWALY odśpiewane identycznie jak na płycie. Jeśli ktoś interesuje sie twórczością WH to wie, że powielała utwory nuta w nutę tylko kiedy śpiewała z playbacku... każde wykonanie jest inne, unikatowe i na tym polegał jej geniusz. Oczekiwania Polaków były dalekie od tego co pokazała Whitney, a opinie o koncercie oparte na niezrozumieniu.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz